środa, 11 stycznia 2017

Pięć dni temu


6 stycznia 2017:

"Śnieg padał przez całą noc i większość dzisiejszego dnia.

Już dawno nie widzieliśmy prawdziwej zimy. Na nizinach, gdzie mieszkamy, ciągle trwa przedłużony okres przechodzenia jesieni w zimę. Bezśnieżny czas, operujący łagodną i przyjemną dla oczu paletą stonowanych barw: rudością liści i zielenią mchów na dnie lasu, szarością nieba i wyodrębniających się na tle płowych ściernisk grafitem nagich gałęzi drzew.

W górach panuje przenikające do kości zimno. Wszechobecne są kontrasty. Na świeżym, jaskrawym śniegu wybija się głęboka czerń pni i konarów, czerwień pozostałych po jesiennych dniach owoców, porozwieszanych na cienkich gałązkach.

Z jasnością i bielą wściekle walczy czarny potok, który rwie naprzód jak oszalały i zawzięcie bulgocze pod coraz grubszą warstwą lodu, żeby do końca nie dać się pokonać zimie.

Stalowoszare niebo zapowiada kolejne porcje śniegu.

Nie zliczę, który raz tutaj jestem. Na przestrzeni tylu już lat maleńka wioska odcięta od świata i otaczające je niewysokie pasma zalesionych gór pozwalały mi odnaleźć spokój i wypocząć. Teraz również, po wielu intensywnych, wysysających ze mnie siły witalne tygodniach nareszcie mogę się wyciszyć. Dużo śpię, sny pozostają spokojne.

Na buty zakładamy ochraniacze i ruszamy w śnieżną zamieć. Na policzkach czuję lodowate podmuchy wiatru. Płatki śniegu fantastycznie wirują w mroźnym powietrzu i myślę sobie, że tak pięknie to wygląda na tle ciemnego, cichego lasu.

Pokonani wiatrem i śnieżycą wracamy do domu. Rozgrzewamy się gorącą herbatą z termosu i wpełzamy pod koc. Po chwili zasypiamy.

Otwieram oczy i widzę, że zamieć uspokoiła się, znów więc wyruszamy. Idziemy wzdłuż potoku o ciemnych wodach, wijącego się pod lodem i białymi kopczykami śniegu. Mijamy zamarznięte wodospady i cienie pogrążonych we śnie jaworów. Przechodzimy obok maleńkiego kościółka, którego wnętrze zdobią dzieła rzeźbiarza Michała Klahra. Wstępujemy do chaty, pełnej książek, obrazów, płaskorzeźb i aniołów.

Pomimo trzaskającego na dworze mrozu jest mi ciepło na duszy.

Następnego dnia jest okropnie zimno, ale świeci słońce, i tak jest już do końca naszego pobytu w wiosce wśród gór."



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz