sobota, 13 sierpnia 2016

Nadrzeczne przygody/Life on the Czarna Hańcza river

Dziś ciąg dalszy mojej nadrzecznej opowieści w zdjęciach i słowach.
 Akordeon i śpiewanie tego starszego Pana słyszeliśmy już parę zakrętów rzeki wcześniej :)
 Jeszcze więcej niespodzianek na drodze :D
 W koszyku były jabłka papierówki :)
 Następne pole namiotowe, na którym spaliśmy (okolice Dworczyska). Obydwa pomosty były zasiedlone przez kaczki.
 Pole namiotowe
 Pora zachodu słońca i znów spacer kilka kilometrów do sklepu.
Sklepy są tutaj tak rzadkim zjawiskiem, że informacje na ich temat znajdują się wszędzie ;)
To miejsce uratowało nas, gdy po kilku godzinach wiosłowania opadliśmy już z głodu z sił. Przez pewien fragment rzeki nie znajdowaliśmy miejsc postojowych. Tutaj mogliśmy wreszcie przyrządzić sobie obiad, a od dwóch Pań kupiliśmy pyszne bułki i muffinki. Od Pań dowiedzieliśmy się, że w tej okolicy panuje handel obwoźny i nie ma żadnych sklepów stacjonarnych. Ponieważ kierowca zaopatrujący ludzi w artykuły spożywcze zjawia się we wtorki i piątki, a był czwartek, nie mogliśmy liczyć na tę formę zakupów - a właśnie wszystkie nasze zapasy się skończyły.
 Tego dnia zatrzymaliśmy się na noc na polu biwakowym w Łozkach.
 Wieczorna drzemka ;)
 Znaleźliśmy sklep! Będzie kolacja :D
 Sklep to po prostu nieduży blaszak, w którym znajdują się podstawowe produkty spożywcze.
 Kolejny zmierzch nad Czarną Hańczą
I następny dzień na rzece :)
Plan był taki, żeby trochę dłużej zostać w tej okolicy, i rozbić namiot na polu biwakowym z poniższego zdjęcia. Spotkała nas tutaj jednak przygoda z kleszczami, które przypuściły na nas zmasowany atak! Ponieważ pora była wczesna, nie rozkładaliśmy jeszcze namiotu, rozłożyliśmy tylko koc i śpiwór na łące, którą (słabo) widać na pierwszym planie. Rosła tam dość niska trawa, a wokół było sporo zeschniętych źdźbeł. Zaczęliśmy czytać, leżąc, i w pewnym momencie spostrzegłam na stronie, którą akurat czytałam, kleszcza. Spojrzałam na śpiwór - roił się od tych obrzydliwych pajęczaków, w sumie było ich kilkadziesiąt! Niektóre z nich były właśnie w trakcie wędrówki po mojej łydce. Rozpoczęliśmy mozolne zbieranie i strząsanie ich na trawę, co zajęło nam dobrą godzinę, po czym spakowaliśmy koc i śpiwór do worka "kwarantanna". Przytroczyliśmy go oddzielnie do kajaka, którym odpłynęliśmy po krótkiej kąpieli w lodowatej rzece i sprawdzeniu, czy nie wczepił się w nas jakiś żądny krwi kleszcz. Odechciało nam się biwakowania z kleszczami ;]
 Jako że straciliśmy śpiwór i koc (sprawdzaliśmy je kilkakrotnie i za każdym razem znajdowaliśmy nowe stwory; po konsultacjach z tubylcami postanowiliśmy obie rzeczy wyrzucić), uznaliśmy, że zasługujemy na luksus spania w jednym z tych domków, na prawdziwym łóżku :) przybiliśmy do Jałowego Rogu.
 Widok z góry na Czarną Hańczę
 W Jałowym Rogu na kajakarzy czekają nie lada atrakcje! Po linie można po prostu przejść się tam i z powrotem, lub skoczyć z niej do rzeki, co z zachwytem na twarzach powtarzała wciąż i wciąż cała masa chłopców. Ten widok uspokoił mnie co do kwestii spędzania wolnego czasu na wakacjach przez "dzisiejszą młodzież" :D wbrew pozorom spokojnie obywa się ona bez tabletu i komórki, a do pełni szczęścia wystarczy jej sznurek rozpięty pomiędzy dwoma drzewami i leniwy nurt zimnej rzeki. Dorośli też nie mogli sobie odmówić tej przyjemności :D
 Kolejny dzień, po dobrze przespanej nocy w łóżku! :)
 Tego dnia przepływaliśmy przez śluzy Sosnówek i Mikaszówkę.
Po przekroczeniu drugiej z tych śluz wpłynęliśmy na jezioro Mikaszewo.
Na jeziorze złapał nas deszcz, musieliśmy przybić do brzegu. Trafiliśmy na pole namiotowe w lesie, na którym rozbili się starsi państwo, których dzień wcześniej ostrzegliśmy przed kleszczami. Teraz odwdzięczyli się częstując nas herbatą :)
 
 Mimo deszczu przeszliśmy się po lesie
 Usnea sp., rzadki i chroniony porost
Padało przez całe popołudnie i wieczór, więc zostaliśmy w lesie na noc. Wrażenia z powodu braku koca i śpiworu były dość ekstremalne, ale w końcu udało się zasnąć, a nawet nie obudzić rano z obolałymi plecami!
 Następnego dnia było chłodno, ale słonecznie. Na zdjęciu poniżej jezioro Mikaszewo.
Przepływamy kolejne śluzy (poniżej Perkuć i na dalszych zdjęciach Paniewo oraz Gorczyca)
Wypływamy na jezioro Krzywe
Restauracja napotkana po przepłynięciu śluzy Paniewo
Na chłód nie ma jak zupa pomidorowa :)
 I już jesteśmy na jeziorze Paniewo
 Ostatnia śluza, Gorczyca
 Nad jeziorem Gorczyckim, które podobało nam się najbardziej ze wszystkich, które przepłynęliśmy ze względu na najnaturalniejszy charakter, Nadleśnictwo Płaska prowadzi obserwacje przyrodnicze
Ostatnie etapy kajakowania (okolice Suchej Rzeczki)
I jezioro Serwy, po dopłynięciu do którego zakończył się nasz spływ.
PS. Angielski tytuł postu nawiązuje do książki pt. "Życie na Mississippi" autorstwa Marka Twaina. Jest to fantastyczna lektura, którą gorąco polecam, zwłaszcza sympatykom tego autora. Można w niej znaleźć wiele nawiązań do innej książki Twaina, do "Przygód Hucka"; w obydwu rzeka, nad którą wychowywał się autor, pełni znaczną rolę. "Przygody Hucka" znam z dzieciństwa (jest to jedna z wielu książek, które Tato czytał mi i mojej Mamie na głos :)) i czasem chętnie do nich wracam. "Życie na Mississippi" czytałam rok temu i podczas spływu często o niej myślałam.

2 komentarze:

  1. Super wakacje! Miałam podobne przygody (włącznie z kleszczami, brakiem sklepu, materaca i codziennym deszczem)23 lata temu na Drawie, gdzie poznałam mojego obecnego i jedynego męża.Znów poczułam ten dreszczyk emocji, bo uwielbiam te klimaty. Właśnie dziś wróciliśmy (my i nasi dorośli synowie) z ziemi sejneńsko-suwalskiej z 2-tygodniowej agroturystyki. Ile razy byłam w opisanych przez Panią miejscach, nie zliczę i zawsze tam wracam ze ściśniętym gardłem. Pozdrawiam i życzę wielu, wielu takich pięknych wypraw.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie dziwi mnie Pani sympatia do nadrzecznych klimatów i przygód, bo od dawna wiem, że ma Pani podobne do moich upodobania :) Drawa to wspaniałe miejsce na spotkanie przyszłego męża! Dziękuję i nawzajem pozdrawiam, nawzajem życzę niezapomnianych przygód w przyrodzie!

    OdpowiedzUsuń