Przenikliwy krzyk żurawi powtarza się co pewien czas, a oto i przelatujący wysoko nad moją głową ich niewielki klucz. Niemal tuż spod moich nóg z jakiejś kępy traw wyskakuje zając, by za chwilę zniknąć wśród sosnowego zagajnika. Marznąc i czekając, aż odszuka mnie w lesie pewien sympatyczny osobnik rasy beagle, zwany Tymonem, zauważam trzy sarny, bardzo niedaleko przechodzące ostrożnie wśród drzew. Kiedy niechcący nadeptuję gałązkę, która łamie się z trzaskiem, zerkają szybko w moim kierunku i w następnym momencie już ich nie widać.
Tęskniłam za górami i lasami, których ciągle nie mam dość, więc cieszę się, że przy okazji niedzielnych zajęć z tropienia mogę trochę pobyć w lesie. Na góry jeszcze przyjdzie pora.
*